Rozmiar: 89106 bajtów

Rozmiar: 1981 bajtów


Rozmiar: 539211 bajtów

Rozmiar: 1989 bajtów


Martynka i Olek do czasu, kiedy Asia powiedziała "dość" byli bliźniętami. Leżakowali w Asinych wnetrznościach, urządzili się tam, żyli w socjalistycznej symbiozie, a wody płodowe równomiernie omywaly Ich małe, pomarszczone ciałka. Matczyne trzewia nie faworyzowały żadnego z bliźniąt, zapewniały Im jednakowe warunki, takie same wygody, a niedogodności dotykały Ich sprawiedliwie i jednocześnie. Dzień niewiele różnił się od nocy, niedziela niczym nie różniła się od wtorku, a godzina 15 była bliźniaczo podobna do 22. Nie wiedzieli, bo skąd mogli wiedzieć, że Ich czas w poczekalni dobiega końca, a wraz z nim końca dobiega Ich encyklopedyczne bliźniactwo.
Zaczęło się późnym wieczorem w piątek. Olek bez specjalnego zapału kartkował czwartkowy biuletyn wewnątrzmaciczny szukajac informacji o przyczynach ostatniego obniżenia poziomu wód płodowych, a Martynka drzemała w tym czasie sniąc o nowej wysokowydajnej pępowinie, bo zaczynała już odczuwać skutki żywnościowych ograniczeń narzucanych Jej przez poplątany, pozbawiony gwarancji stary przewód. W zasadzie jeszcze nic nie zapowiadało tak drastycznych zmian, jakie już wkrótce miały się stać ich udziałem.
Rozwarcie na trzy palce i zielone światełko nad napisem "EXIT" zauważył Olek, co w pewnym stopniu tłumaczy późniejsze wydarzenia i daje usprawiedliwienie Jego nieświadomej wówczas, męskiej ciekawości. Obudził delikatnie Martynke i nie chcąc jej denerwować, spokojnym głosem, z mistrzowsko udawanym znudzeniem powiedział: Idę się rozejrzeć. I poszedł.
Na wpół rozbudzona Martynka, z niewyraźną wizją wysokowydajnej pępowiny, nie zdążyła o nic zapytać, czy choćby wyrazić swojej opinii na temat Olkowych pomysłów. Olek poszedł się rozejrzeć, Jej pozostało czekać, aż wróci.
Ale ile można spokojnie czekać? Dziesięć, dwadzieścia, no góra czterdzieści pięć sekund! Kiedy po minucie z sekundami Olka wciąż nie było, Martynke zaczęły nękać wątpliwości i pytania dotychczas absurdalne: A może On nie wróci? Może znalazł pępowine o trzy razy większej średnicy? Wieksze i wygodniejsze łozysko? Wody płodowe klarowne i kryształowo czyste?
Rodzące się w Martynkowej główce podejrzenia i domysły zaczęły się ocierać o pewność, że Olek zostawił Ją dla lepszego życia, dla wygód, dla szerszych horyzontów i dla jakiejś, nieznanej Martynce, nowej formy dystrybucji pożywienia.
Po minucie i piećdziesięciu sekundach podjęła decyzję. Wychodzi. Wyjdzie, znajdzie Olka, zrobi Mu scene i zmusi do powrotu. Spakowała tylko najpotrzebniejsze rzeczy i już dziesięć sekund później przeciskała się w stronę bladego światła.
Rozwarcie spokojnie na pięć palców, w oddali dudniąca muzyka, jakieś śmiechy w tle, generalnie inność ze wszystkich sił. Może była na to przygotowana, a może nie, do dziś nie chce na ten temat mówić, ale z całą pewnością nie potrafiła ukryć zniesmaczenia, kiedy po wyjściu zauważyła rozmawiającego przez telefon brata obściskującego symultanicznie położne Edytę i Martę (położnej Edycie sprawiało to ewidentną radość; położna Marta chyba niewiele z tego pamieta), latające w powietrzu resztki konfetti, korki od szampana walające się tu i ówdzie, lekarza prowadzącego, dr Czesława, który z wrodzoną precyzją wymiotował do emaliowanej nerki, i 85 decybeli Fat Boy Slima otaczającego wszystko i wszystkich. Przypatrywała się temu przez chwilę, aż zauważył Ją Olek, który właśnie skończył rozmowę i z pozą bywalca barów, klubów, dyskotek i sal porodowych, z rozpostartymi ramionami i szelmowskim uśmiechem na ustach zawołał przekrzykując muzykę: Siostra, no gdzieś Ty była! Tatuś dzwonił właśnie... Czesiu, przycisz tą muzykę, siostra nie słyszy co mówię! Mówię, że tatuś dzwonił właśnie, spóźni się chwilunię, bo już od miesiąca nasze wyjście świetuje i jak mówi sam nie wie jakim cudem świętowanie do Łeby się przeniosło, a z Łebą sama wiesz, połaczenie marne o tej porze raczej, więc... Edytko, Marcie się chyba ulało, zajmij się złotko koleżanką... więc tatuś spóźni się trochę, a mamusia jak widzisz, no... z mamusią kontakt jest na razie poważnie utrudniony, ale Czesiu mówił, zanim mówić przestał, że za godzinke, góra dwie, zastrzyk przestanie działać i wróci do nas i tego...chyba trzeba by tu troszke ogarnąć, bo sama widzisz, ale nie mówiłaś co u Ciebie, dlaczego nie przyszłaś wcześniej, nie słyszałaś jak Cię wołałem? Oj nie bądź na mnie zła, już miałem po Ciebie wracać, ale tatuś właśnie zadzwonił i no sama widzisz he, he, he... masz starszego brata!
Wiec taki jest finał - pomyślała Martynka - Olek podstępem wykreował się na żałośnie starszego brata, a ja już do końca będę jego o dwie minuty młodszą siostrą... Kurwa mać, a wystarczyło usiąść bliżej wyjścia!

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Rozmiar: 1989 bajtów


Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Rozmiar: 1981 bajtów

© Copyright 2005 PHOTOTRIP
Uderzające podobieństwo loga PHOTOTRIP.PL do znaku graficznego National Geographic jest celowe i z premedytacją zamierzone

Rozmiar: 1696 bajtów

Kopiowanie, użycie i rozpowszechnianie fotografii znajdujących się na phototrip.pl bez wiedzy autora - DOZWOLONE

Rozmiar: 1981 bajtów

statystyka