Rzym - a to raczej powszechna opinia - jest miastem o największym w świecie nagromadzeniu zabytków. Można wręcz odnieść wrażenie, a jeśli mamy objawy autyzmu możemy sobie to wrażenie w pamięci obliczyć, że na statystyczną głowę rdzennego rzymianina przypada ponad dziewięć i pół godziny historii tego miasta. Tam trzeba naprawdę silnie się postarać, żeby robiąc zdjęcie nie umieścić w kadrze jakiegoś starożytnego, historycznego, czy artystycznie arcycennego elementu, za który Wojewódzki Konserwator Zabytków w Gdańsku dałby się wykastrować.
Osoby mające chociażby mdły szacunek do monumentalnej spuścizny tego miasta i posiadające podstawowe o losach Rzymu wiadomości, bedąc tam po raz pierwszy, mogą ulec wrażeniu, rzekłbym, muzealnej czci dla każdego rzymskiego zaułka. Mnie dopadło to w chwili dosyć niezręcznej, gdy po piwku czy trzech, w trakcie spaceru sam nie wiem już gdzie bilans płynów w organizmie zaczął wskazywać wyrażne odchyłki zmuszając do szukania, powiedzmy, rozwiązań plenerowych. I kiedy trafiłem już w miejsce, gdzie mógłbym, dopadło mnie "muzealne ograniczenie", bo cholera, kto wie, czy po tych akurat kamieniach nie stąpał sam Tarkwiniusz Pyszny...?
Ze łzami w oczach bilans wyrównałem na dworcu.
Zatem... Rzym historią stoi, Rzym w historii po szyję brodzi, Rzym historyczny jest już z definicji, bo Rzym sam w sobie jest Historią.
Dlatego z przekory nie pokażę Wam rzymskich ikon. Koloseum, czy fontannę di Trevi widział przecież każdy.
Pokażę, czy to się Wam podoba, czy nie, ujęcia zrobione pomiędzy, w drodze do i w drodze z, a zdjęć rzymskich zabytków poszukajcie sobie na googlach ;)
Zaułki, zakątki, uliczki... czyli wszędzie tam, gdzie można zaparkować skuter
Rzymianie... w większości rdzenni
Rzymskie okna i okienka... czyli obsesja chwilowa, silnie uwarunkowana miejscem
Watykan... jak boga kocham!
Nocą, poniekąd na dworcu...
|